Branża autobusowa w Hiszpanii - efekty protestów

20-11-2020   |   1684 wyświetleń   |    7 minuty czytania
tagi
#kryzys
#protesty
#Hiszpania
#covid19

W 2019 r. Hiszpanię odwiedziło 83,7 miliona zagranicznych turystów. To rekord, ale, jak mówią eksperci, na powrót do takich liczb nie ma co liczyć przed rokiem 2024.

Branża autokarowa w Hiszpanii to łącznie 64,905 zarejestrowanych autobusów (dane DGT), z czego 42 tys. to autokary o przeznaczeniu turystycznym. Łącznie funkcjonuje 3 350 prywatnych firm transportowych, z których ponad trzy czwarte to małe firmy rodzinne. Średnia liczba autobusów we flocie firmy to 13 pojazdów.

Dochody branży autokarowej w Hiszpanii stanowiły rocznie ok. 0.6% PKB (2018 r.) i wynosiły 5.7 miliarda €, odprowadzając w sumie półtora miliarda euro podatku. Łącznie autobusy w 2017 roku wykonały 47,7 miliarda pasażerokilometrów. Jednym z głównych źródeł dochodu dla hiszpańskich przewoźników jest dowóz dzieci do szkół. Codziennie ze szkolnych autobusów korzysta tam 230 tysięcy uczniów, których wozi 17 tys. autobusów (około 40% z wszystkich prywatnych, zarejestrowanych autobusów (dane zebrane przez DGT pod koniec 2017 r.).


Protest autokarów w Tarragonie (Roger Segura / ACN)

ZABÓJCZE KOSZTY

Carolina Sánchez, dyrektor firmy transportowej Hispabus, podkreśla, że od marca firma nie notuje przychodów ze względu na brak przewozów szkolnych, organizacji konferencji, koncertów czy meczy piłki nożnej. "Straty są ogromne. Nowy autokar to koszt około 300 tys. €, co daje miesięczny koszt leasingu wynoszący między 4 a 6 tys. € za jeden pojazd. Do tego dochodzą koszty pracowników, utrzymania autobusu, ubezpieczenie, koszty garażowania czy serwisu." - mówi Sanchez. Nadmienia, że w zeszłym miesiącu firma musiała zapłacić 8,2 tys.€ podatku od ruchu drogowego za flotę 50 autokarów. Z kolei Vázquez, właściciel firmy zatrudniającej 22 osoby, która w 2019 roku wystawiła faktury na łączną kwotę 4,7 milionów €, mówi, że bez rządowej pomocy miejsce jego rodziny znajdzie się pod mostem. Rafael Barbadillo, prezes zrzeszenia Confebus tłumaczy, że liczba zleceń na przejazdy turystyczne spadła o 90%, natomiast na przejazdy międzymiastowe o 50%.

W wielu regionach Hiszpanii maksymalny wiek autobusu dopuszczonego do obsługi zleceń państwowych jest ograniczony prawnie i wynosi 15 lat. Według danych statystycznych zebranych przez państwowy Instytut DGT, w całym kraju 43% autobusów (wliczając miejskie) ma mniej niż 10 lat. 30% ma natomiast ponad 15 lat, a zatem nie mogą wykonać niektórych zleceń. Przewoźnicy domagają się zatem wydłużenia okresu zdatności autobusu do 18 lat, tak, aby odroczyć inwestycje. Ze względu na brak zapotrzebowaia na nowe autobusy, skutki kryzysu odczuwa również Ascabus - zrzeszenie firm produkujących szkielety autobusów takich marek jak Irizar, Castrosua, Ayats czy Beulas.




Kryzys nie dotyka jedynie właścicieli firm, ale głównie pracowników. W ponad 3 tys. firm zatrudnionych jest łącznie ponad 80 tys. osób, z których 70% w przeciągu pół roku może utracić źródło dochodów.

W tym momencie 90% firm autokarowych (i nie tylko) skorzystało ze spacjalnego prawa wprowadzonego w Hiszpanii na wypadki wyjątkowe, czyli ERTE (Expediente de Regulación Temporal de Empleo). Jak wyjaśnia prawnik, Belén Muñoz, to ustawa z 1995 r., która pozwala na tymczasowe zwolnienie pracowanika, kiedy z przyczyn niezależnych nie jest w stanie go utrzymać. Skorzystanie z ERTE wiąże się z zawieszeniem działalności i zwolnieniem pracowników lub zmiejszeniem ich pensum (i wynagrodzenia). W takiej sytuacji zwolniony pracownik przez 3 miesiące otrzymuje 70% wynagrodzenia od rządu, po czym przez kolejne 6 miesięcy pensja wynosi 50%. Po tym czasie firma musi zdecydować o zakończeniu lub odwieszeniu działalności.

W Hiszpanii mało firm decyduje się na pojedyncze zwolnienia pracowników poza ERTE, ze względu na konieczność wypłacenia półrocznej odprawy. W tym momencie przewoźnicy nie mogą pozwolić sobie na taki wydatek, a zatem mogą albo zawiesić działalność w trybie ERTE i nie zarabiać, albo ogłosić bankructwo.

W regionach, takich jak Wyspy Kanaryjskie, Baleary czy Costa del Sol około 25% populacji utrzymuje się tylko z turystyki. Na pomoc liczyć mogą firmy zarejestrowane na Majorce, gdyż region ten uruchomił własne dotacje w wysokości 1,05 miliona €, które trafiły do 80 funkcjonujących tam firm autokarowych zatrudniających łącznie 1600 pracowników.

W reszcie kraju takich pomocy nie było. To sprawiło, że przewoźnicy rozpoczęli protesty.

PROTESTY

Direbus (krajowy związek przewoźników autokarowych), który od 10.07 organizuje protesty w 20 hiszpańskich miastach, domagał się przede wszystkim:

  • niskooprocentowanych kredytów ratunkowych
  • bezwrotnych dotacji
  • wydłużenia możliwości zawieszenia działalności (ERTE) oraz jej uelastycznienia
  • zawieszenia konieczności spłaty leasingów na 6 miesięcy
  • odroczenia płatności ubezpieczeń społecznych o 6 miesięcy
  • obniżenie podatku IVA od usług (nasz VAT) o 1%

Z powyższych, rząd ułatwił jedynie uzyskiwanie pożyczek nazywanych ICO (co jedynie zwiększa zadłużenie firm) oraz odroczenie spłaty niektórych leasingów. Direbus zarzuca Ministerstwu Transportu, że pozostaje głuche na krzyk rozpaczy tysięcy pracowników. Gabriel Escarrer, prezes Exceltur - związku zawodowego z branży turystyki uważa, że ratunkiem może być pomoc z funduszy UE, jaką przyznano Hiszpanii w wysokości 140 milionów €.

BANKRUCTWA

Alfonso Taborda, rzecznik prasowy Direbús, podkreśla, że do lipca bankructwo ogłosiło 80 przewoźników, jednak to dopiero początek. Według wyliczeń Confebus z ponad 3 tys. firm utrzyma się dwie trzecie. Direbús jest bardziej optymistyczny, gdyż twierdzi, że do 2021 r. przetrwa ok. 80% firm. Z ankiety przeprowadzonej wśród przewoźników wynika, że 52% z nich bez przychodów nie uda się przetrwać roku.

Ogłoszenie bankructwa to jednak nie jedyna droga. Wiele firm decyduje się na sprzedaż lub fuzje z większymi firmami. Pojawił się zatem zarzut, że rząd faworyzuje duże przedsiębiorstwa, które dzięki tanim kredytom mogą wykupić te upadające i przeczekać kryzys.

JAKIE PROPOZYCJE ZMIAN?

Confebus opracował dokument będący propozycją zmian legislacyjnych, która ma pomóc branży. Dokument został doceniony w strukturach Unii Europejskiej, gdyż został oparty na 4 filarach spójnych z wartościami UE: 1) transformacji ekologicznej, 2) równości zatrudnienia, 3) promowania usług publicznych oraz 4) cyfryzacji. Cyfryzacja rynku polegać ma przede wszystkim na wprowadzeniu i ujednoliceniu systemów obsługi transportu publicznego (miejskiego i międzymiastowego), zarówno w celu łatwiejszej komunikacji, obsługi czy uzyskiwania informacji.

W dokumencie nie pojawiły się jednak konkretne pomysły cyfryzacji rynku turystycznego. W tym względzie dobrym rozwiązaniem wydają się systemy wprowadzane w Europie centralnej, (Polsce, Czechach i na Węgrzech), takie jak portal www.nimbusy.pl, który automatyzuje proces dokonywania rezerwacji przejazdów turystycznych i ułatwia komunikację klienta z przewoźnikiem. Być może system typu NimBus wprowadzony w całej Europie ułatwi dokonywanie zleceń na przejazdy przez zagraniczne biura podróży, które w tym momencie często napotykają problem w postaci bariery językowej, co skłania ich do korzystania z floty własnego kraju i wysłanie jej do odległych miejsc. Cyfryzacja branży mogłaby jednak skłonić hiszpańskie biura podróży, do wykorzystania platformy NimBus do składania zamówień u polskich czy czeskich przewoźników, ktore z reguły są tańsze, pomijając pośredników.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies. Więcej szczegółów w naszej Polityce Prywatności